Wyprawa – bo chłód, pochmurno i zagrożenie deszczem – cóż…. postanowiono, nie ma odwrotu, nie takie niewygody ludzie znosili. Od świetlicy w Mroczkach wyruszyliśmy w sile 10 ludzi na rowerach trasą przez Domanice, Czachy, Olszyc Szlachecki, Włościański i Folwark, Rosy na Toczyska. Już po kilku kilometrach jeden z tych stalowych rumaków zaczął okazywać oznaki niedyspozycji, podreperowany ciągnął dalej, jednak gdzieś miedzy Rosami a Toczyskami popsuł się na dobre. Nie byliśmy na to przygotowani… telefon do przyjaciela, pechowiec zostaje czekając na samochód ratunkowy, my jedziemy dalej – tak straciliśmy jednego człowieka. Jeszcze parę kilometrów i znaleźliśmy się tam, gdzie wtedy (1831r) szły wojska rosyjskie pod dow. Fiodora Geismara atakując naszych pod dow. gen. Józefa Dwernickiego (droga Toczyska – Zgórznica). Jeszcze ostry zjazd, zakręt w kierunku Seroczyna i znaleźliśmy się przy pomniku upamiętniającym tę zwycięską bitwę powstania listopadowego. Pomnik okazały, na wyniosłym wzgórzu godnie upamiętnia chwałę polskiego oręża. Czy to w szkole nie byłem zbyt pilnym uczniem, czy też czas robi swoje, ale o bitwie pod Stoczkiem wiedziałem wcześniej tylko tyle – że była. Za to, zawsze intrygował mnie fragment bardzo znanej pieśni „…armaty pod Stoczkiem zdobywała wiara rękami czarnymi od pługa…”- o co chodzi? – zastanawiałem się. Przed wyjazdem dowiedziałem się wszystkiego z internetu (piękne czasy – klikasz i wiesz). Teraz, na tym historycznym miejscu wystarczyło tylko uruchomić wyobrażnię by zobaczyć te armaty – lekkie polskie i ciężkie rosyjskie, tych zwinnych polskich ułanów atakujących długimi lancami ciężkich i mało zwrotnych dragonów rosyjskich, którym nie udało się rozwinąć szyku itd. Zabijali się nawzajem walcząc do ostatniego tchu – jedni za upragnioną wolność Ojczyzny, drudzy za cara i jego potęgę – straszne czasy.
Spod pomnika ruszyliśmy w kierunku centrum miasta. Izydory ominęliśmy, choć warto tam, wraz z ciepłą pogodą wrócić niebawem. Skierowaliśmy się do kościoła – ogromny, ale i parafia 10 razy większa od naszej. Proboszcz, też duży i przed laty bardzo popularny w Domanicach wikary – ks. Stanisław Bieńko. Po odejściu z Domanic, zdążył, jak sam to określił – narozrabiać w Miętnem. Kto żył w tamtych czasach na pewno zna słynną obronę krzyża w szkole w Miętnem. Właśnie wrócił z uroczystości obchodów 25 – tej rocznicy tamtych wydarzeń. Nie wiedziałem , że to on wtedy w Miętnem…, ale skoro tak to wszystko jasne. Proboszcz Bieńko przyjął nas, byłych parafian z Domanic bardzo serdecznie. Do dziś pamięta ludzi, nazwiska, zaprasza częściej, na różne uroczystości.
Jeszcze odwiedziliśmy cmentarz – jedni mieli tam kogoś bliskiego inni odwiedzili kwaterę wojskową. Najlepszy kolarz z naszej grupy nie zauważył tego i sądząc, że nas goni pomknął w drogę powrotną. Gdy zorientowaliśmy się – był już daleko. Tak, wskutek nieuwagi, niedomówienia straciliśmy drugiego z towarzyszy. Już w ósemkę przez Zabiele, Wólkę Różańską, Starą Różę i Podgórną, i bez przygód wróciliśmy na trasę Olszyc – Domanice. Jeszcze zahaczyliśmy Kolonie Śmiary i w przewidywanym czasie wróciliśmy do domów. Licznik wskazał ok. 55 km, ale w nogach jakby nieco więcej. W sumie trasa bardzo ciekawa, godna polecenia – może na nieco lepszą pogodę. Więcej szczegółów na zdjęciach – amatorskich, ale zawsze…coś tam widać.
Home » RELACJE Z WYDARZEŃ » Wyprawa rowerowa na Stoczek Łukowski 06-04-2014